Nowiny Rybnickie - Rybnik - portal miejski

  • Nowiny
  • Stolica Górnego Śląska
  • Stolica Śląska
  • Informator regionalny
  • Metropolia GZM
  • Nowiny Rybnickie
    Rybnik
    RYBNICCY KIBICE
    Kluby sportowe działające w Rybniku mogą liczyć na oddanie swoich kibiców, jak choćby ROW Rybnik czy RKM Rybnik.
    FOTO RYBNIKA
    rybnik
    Piękny /30
    rybnik
    Żywy /27
    rybnik
    Z boku /52
    CO TU ZNAJDZIESZ
  • informacje CO? GDZIE? KIEDY?
  • kierunkowskaz STĄD WSZĘDZIE
  • rybnickie SŁOWOTOKI
  • artykuły WYJADACZE LITER
  • gry, zabawy, humor ŁAM GŁÓWKĘ
  • CZEGO TU NIE MA
  • suchych faktów o mieście
  • wielkich baz adresów firm
  • ciężkich tekstów i pieniactwa
  • lania wody i zapchajdziur
  • JAK SIĘ PORUSZAĆ
  • Na lądzie - www.geovelo.pl
  • Po wodzie - www.zaglerybnik.pl
  • W powietrzu - www.aeroklub.rybnik.pl
  • POLECAMY
    Spacermistrz, czyli gość, który sobie i swoim nóżkom stawia różne wyzwania, z aktywnością wiodącą nordic walking! Poznaj!
    Pogotowie Ślusarskie - Zamek nawalił? Chcesz dostać się do mieszkania lub auta? Pogotowie działa m.in. w Rybniku oraz Żorach! Zadzwoń!
    POLECAMY WWW
  • Obec Rybník
  • Śląsk w internecie!
  • Pyrsk! Śląski humor
  • Agencja reklamowa
  • Spacermistrz

  • NOWINY RYBNICKIE
    Redaguje zespół: Rybnicki Team
    Kontakt z portalem: Redakcja
    rybnik
    ARCHIWUM WIADOMOŚCI - 2007.06<- startowa 
    Archiwum 2009: 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12
    Archiwum 2008: 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12
    Archiwum 2007: 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12
    Archiwum 2006: 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12
    Archiwum 2005: 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12


    Co z remontem dachu starostwa?
    (Dziennik Zachodni, Tomasz Siemieniec 2007.06.29, Od ponad roku nie można rozpocząć remontu dziurawego dachu starostwa, bo nie ma fachowców!)
    Absurd! Już sześć przetargów na remont dachu zabytkowego budynku starostwa zostało unieważnionych. Starosta Damian Mrowiec mówi: dość! I bierze sprawy w swoje ręce. - Miarka się przebrała. Sami musimy wybrać firmę, która zajmie się dachem. O ile taka się znajdzie - rozkłada ręce.
    Petenci i pracownicy starostwa, którzy mają swoje biura na ostatnich piętrach budynku, z niepokojem patrzą na zachmurzone niebo.
    - Boimy się, że może się powtórzyć sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy po ulewnych deszczach woda zalała nam dwa pietra - mówi Marek Dorn, konserwator urzędu. - Dziurawy dach potrzebuje szybkiego remontu - dodaje pracownik starostwa.
    Podobnego zdania są ludzie, którzy przychodzą do starostwa załatwiać urzędowe sprawy. - Trzeba z tym dachem coś zrobić. Dziwię się tylko, dlaczego remontu starostwa nie rozpoczęto od naprawy dachu - mówi Joanna Korbecka. - Nie jestem budowlańcem, ale tak to powinno chyba się odbywać - zastanawia się kobieta.
    Od marca zeszłego roku przeprowadzono w starostwie sześć przetargów na wykonanie remontu dachu wraz z wymianą instalacji elektrycznej. Wszystkie unieważniono. - Powody były bardzo różne. Albo oferenci mieli niekompletne dokumenty, albo proponowali wygórowane ceny. A dwoma ostatnimi przetargami nikt nie był zainteresowany - mówi Monika Marciniak, inspektor w wydziale organizacyjnym rybnickiego starostwa.
    Paradoksalnie brak oferentów na przetargach to ostatnio dobra wiadomość dla starosty. - Teraz będziemy mogli sami wybrać firmę, która zajmie się remontem - mówi Damian Mrowiec, starosta rybnicki. Oczywiście nie od razu. Najpierw starosta zwróci się do wybranej firmy i będzie z nią negocjował cenę i zakres robót.
    - Na wprowadzenie takiej procedury pozwala nam prawo. Można ją wprowadzić, gdy na ogłoszony przetarg nie wpłynie żadna oferta - wyjaśnia Monika Marciniak.
    Jeśli Damian Mrowiec szybko dogada się z wybranym wykonawcą, prace mogą ruszyć jeszcze w lipcu. Siedziba władz powiatu jest remontowana od 2005 roku, zrobiono już wszystko prócz dachu i poddasza. Udało się to zrobić tylko dlatego, że roboty podzielono na etapy i ogłoszono na nie osobne przetargi.
    - W ten sposób, tuż przed zimą udało nam się wyremontować na przykład centralne ogrzewanie - podaje przykład inspektor Marciniak.
    Dach budynku starostwa to ostatni etap. Suma na jaką wyceniono roboty nie jest zawrotna dla budowlańców, bo wynosi zaledwie 700 tysięcy złotych. Dodając do tego, że budynek starostwa jest zabytkiem wpisanym do rejestru, to nie ma się co dziwić, że chętnych było niewielu. Teraz wszyscy urzędnicy wierzą w to, że starosta szybko znajdzie odpowiednia firmę, która rozpocznie remont. - Najlepiej gdyby roboty zakończyły się przed zimą, wtedy przestaniemy się bać, że zaleje nas woda z zalegającego na dziurawym dachu śniegu - mówi jedna z urzędniczek. (...)


    Rybnik będzie miał własne pieniądze!
    (Dziennik Zachodni, Jacek Bombor 2007.06.28, Po wakacjach dukaty i złote reńskie z Rybnika wymienisz na prawdziwe dolary i euro)
    Zaraz po wakacjach w powiecie rybnickim pojawi się nie lada ciekawostka. Na terenie powiatu będzie można płacić... dukatami i banknotami pod nazwą złoty reński. Zastępcze pieniądze będą dostępne od września, a od października pojawią się nawet papierowe banknoty o nominałach 5, 10, 20 i 50 złotych!
    Na pomysł wydrukowania lokalnych notgeltów wpadł właściciel pierwszej prywatnej poczty z Rybnika, Tomasz Bodach.
    - Mam nadzieję, że te pieniądze pojawią się w normalnym obiegu. Już podpisaliśmy umowy z kilkunastoma sklepami i kantorami, gdzie będzie można nimi płacić, czy nawet wymieniać na obcą walutę - zapewnia Tomasz Bodach.
    Możliwość drukowania lokalnego pieniądza dają przepisy Narodowego Banku Polskiego. Zgodę na ich wydruk musi jednak wydać przedstawiciel terenowej administracji rządowej - czyli władze powiatu.
    Starostwo rybnickie już dało zielone światło, bo pomysł wszystkim przypadł do gustu. - Powiat rybnicki będzie pierwszym w Polsce, gdzie pojawią się zastępcze papierowe pieniądze, więc będzie to dla nas spora promocja. Mam nadzieję, że od października turyści kupujący u nas kwiaty czy inne pamiątki, będą płacili złotymi reńskimi - cieszy się Damian Mrowiec, starosta rybnicki.
    Tymczasem mieszkańcy nie kryją zdumienia, że pojawi się taka możliwość. - Z lekcji historii wiem, że złoty reński był używany w XIX wieku w Galicji. Także na Śląsku w czasach międzywojennych drukowano zastępcze pieniądze. Ale wtedy dlatego, że tych prawdziwych brakowało na rynku. A my będziemy mieć zastępcze pieniądze dla zabawy. To na pewno oryginalny pomysł - śmieje się Michał Filipek, student z Rybnika.
    Banknoty będą nieco większe od oryginałów. Na przykład 50 złotych będzie trochę podobne do dolara. Na każdym znajdzie się herb powiatu i historyczne zdjęcie zabytkowego budynku starostwa. Tak jak prawdziwe pieniądze, będą posiadały nawet znaki wodne.
    Ich fałszowanie także będzie przestępstwem - wyjaśnia Tomasz Bodach. Dukaty będą zrobione z mosiądzu. Łącznie zostanie wyprodukowanych 80 tysięcy banknotów i 80 tysięcy monet. - Po 20 tysięcy każdego nominału. Myślę, że to będzie nie lada gratka dla kolekcjonerów i numizmatyków. Już teraz zainteresowanie jest spore - nie kryje entuzjazmu Bodach. (...)
    Pieniądz zastępczy to inaczej pieniądz wydawany przez firmy lub instytucje, które nie są uprawnione do emisji oficjalnego pieniądza. Pieniądze zastępcze były znane już w starożytności. W latach międzywojennych najwięcej tzw. notgeltów produkowano w Niemczech.
    Były na przykład pieniądze obozowe, kolejowe, pańszczyźniane itp. Także na Śląsku pojawiały się ich odpowiedniki. Wszystko dlatego, że gdy w czasach wojennych następowały różne załamania gospodarcze, na rynku brakowało prawdziwego pieniądza. Zastępcze wydawały więc urzędy gmin i powiaty. Dziś takie rarytasy osiągają olbrzymią wartość na rynku kolekcjonerskim, a za najstarsze okazy numizmatycy z całej Europy płacą prawdziwe fortuny. Powiat rybnicki ma nadzieję, że pieniądze również znajdą uznanie w oczach kolekcjonerów. - Będziemy je sprzedawać po cenie nominalnej. Sklepikarze, którzy będą nimi obracać, później będą mogli je u nas zamienić na prawdziwe pieniądze - wyjaśnia Tomasz Bodach.


    10 tysięcy za dwa lata horroru!
    (Dziennik Zachodni, Jacek Bombor 2007.06.27)
    Wczoraj o godz. 11.40 przed salą nr 131 w rybnickim sądzie trwało nerwowe oczekiwanie. Anna Kilarska z mężem Mariuszem po koszmarze trwającym cztery lata wreszcie mieli usłyszeć wyrok w sprawie lekarza i instrumentariuszki, którzy 8 maja 2003 roku po cesarskim cięciu zapomnieli wyjąć z brzucha kobiety bawełnianą chustę. Oskarżeni nie stawili się w sądzie. Reprezentował ich adwokat.
    Sąd uznał oskarżonych za winnych i skazał ich na kary grzywny. Doktor Jan R. zapłaci 5 tys. zł, a Stanisława P. 3 tys. Dodatkowo każde z nich zapłaci po 5 tysięcy zadośćuczynienia dla poszkodowanej pacjentki. - Do dzisiaj to wszystko przeżywam. To były najdłuższe dwa lata mojego życia. Prawdziwy koszmar - wspomina kobieta.
    Od początku ciąży Anna była prowadzona przez doświadczonego ginekologa, Jana R., który pracuje w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.
    Kobieta trafiła na tamtejszy oddział położniczy, gdy zbliżał się moment rozwiązania. 9 maja, po kilku dniach oczekiwania na oddziale patologii ciąży, lekarz zdecydował, że należy przeprowadzić cesarskie cięcie. To wtedy, podczas operacji, nie wiadomo dlaczego, w brzuchu kobiety pozostawiono bawełnianą chustę.
    - Na szczęście urodziłam zdrową, cudowną córeczkę, Patrycję - przytula dziewczynkę pani Ania. Rana po operacji nie goiła się jednak tak, jak należy. Po kilku miesiącach nagle się otwierała, leciała z niej ropa i krew.
    - Przepisywano mi jakiejś maści, lekarstwa. Nic nie pomagało. Przychodziła miesiączka, wracał ból i rana się otwierała - mówi pani Anna.
    Przypomina, że pół roku później odwiedziła doktora R., skarżąc się na bóle brzucha.
    - Zlekceważył sytuację. Stwierdził, że to normalne i przepisał kolejne maści - mówi kobieta.
    Choć brzmi to niewiarygodnie, pod koniec 2004 roku nagle w brzuchu kobiety pojawiła się... dziura, a ze środka zaczęły wypadać nitki.
    - Sama pęsetą wyciągnęłam kawałek materiału. Byłam przerażona - głos pani Anny drży, gdy wspomina ten moment.
    Jej mąż, Mariusz, chwycił za aparat fotograficzny i zrobił żonie makabryczne zdjęcie wystającego z ciała materiału, które posłużyło jako jeden z dowodów, gdy sprawa trafiła do prokuratury.
    28 grudnia 2004 roku Anna Kilarska trafiła do szpitala w Opolu. Chirurdzy natychmiast położyli ją na stół operacyjny. W jej brzuchu znaleźli spory kawał materiału.
    Rybnicka prokuratura oskarżyła lekarza prowadzącego i instrumentariuszkę o nieumyślne niedbalstwo. Zażądała roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Czy wczorajszy wyrok sądu satysfakcjonuje prokuraturę?
    - Za wcześnie na komentarz. Zastanowimy się nad apelacją - wyjaśnia prokurator Robert Wieczorek.
    Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że apelacja zostanie złożona. Zwłaszcza że poszkodowana, występująca w charakterze oskarżyciela posiłkowego, uważa wyrok za zbyt łaskawy.
    Biegli uznali, że groziło mi zakażenie, wstrząs septyczny. A to mogło oznaczać śmierć. Na szczęście te najgroźniejsze konsekwencje mnie ominęły - wyjaśnia pani Ania. Jednak do dzisiaj nie usłyszała od pracowników szpitala słowa przepraszam. - Będę walczyć o odszkodowanie w wysokości 76 tysięcy złotych plus cztery tysiące na zwrot kosztów leczenia - zapowiada.
    Jak udało nam się dowiedzieć, oboje oskarżeni nadal pracują w rybnickim szpitalu. Doktora R. nie było wczoraj w pracy i nie udało nam się z nim skontaktować.
    - Będzie w czwartek na dyżurze. Pracuje w niepełnym wymiarze czasu. Trudno mi to komentować. To doświadczony lekarz, nie chcę dyskredytować jego wieloletniego doświadczenia. To była do tej pory jego jedyna i, mam nadzieję, ostatnia wpadka - wyjaśnia Tomasz Zejer, p. o. dyrektora szpitala. I dodaje, że w historii chirurgii takie sytuacje się zdarzały i pewnie będą zdarzać. (...)
    Z ewentualnymi konsekwencjami służbowymi dyrekcja szpitala wstrzyma się do orzeczenia prawomocnego wyroku. Jednocześnie w sprawie lekarza toczy się odrębne postępowania przed rzecznikiem dyscypliny zawodowej. - Jest ono w toku - mówi dyrektor.
    Przed sądem oskarżeni przyznali się do winy. Lekarz tłumaczył, że był po 25 godzinach pracy, więc był bardzo zmęczony. I pewnie dlatego popełniono błąd.


    Komendantom dziękujemy
    (Dziennik Zachodni, Aleksander Król 2007.06.25)
    Wczoraj w rybnickim sądzie przesłuchano kolejnych pięciu świadków w sprawie Ryszarda S. i Andrzeja L., komendantów rybnickiej straży miejskiej, którym prokuratura zarzuciła m.in. niszczenie służbowych dokumentów i zmuszanie groźbami pracowników do zwolnienia.
    Prezydent Adam Fudali zawiesił ich w wykonywaniu czynności służbowych i wszczął wobec nich postępowanie dyscyplinarne.
    Fudali podjął też decyzję o wyrzuceniu straży miejskiej z urzędu miasta. Powód?
    Władze niechętnie o tym mówią, ale nieoficjalnie wiadomo, że chcą pozbyć się komendantów, którzy podpadli kolejny raz. - Już w marcu pytaliśmy go, czy podejmie jakieś kroki wobec komendantów w związku z oskarżeniami o nadużycia służbowe. To, co wydarzyło się ostatnio, przelało czarę goryczy. Podobno komendanci do prywatnych celów wykorzystywali służbowy samochód. Ich radiowóz woził uczestników zakrapianej imprezy - mówi Marek Krząkała, lider rybnickiej Platformy Obywatelskiej.
    Oficjalny komunikat urzędu miasta mówi o wyodrębnieniu straży ze struktur magistratu i utworzeniu z niej osobnej jednostki budżetowej. - Od 1991 roku zakres spraw będących przedmiotem działania straży znacząco się poszerzył. Zaczął funkcjonować m.in. monitoring, zwiększyła się też liczba zatrudnionych. Utworzenie samodzielnej, umundurowanej formacji pozwoli jej na sprawniejsze podejmowanie działań - mówi Krzysztof Jaroch, rzecznik magistratu.
    Jednak w kuluarach sprawa jest zupełnie jasna. - Reorganizacja straży miejskiej to jedyny sposób na szybkie pozbycie się komendantów. Odwołanie ich w trybie zwykłym mogłoby ciągnąć się miesiącami, bo są pracownikami mianowanymi - mówi Marek Krząkała.
    Plany są takie, by po przyjęciu uchwały przez radnych, wszyscy pracownicy straży miejskiej, łącznie z dotychczasowym komendantem, otrzymali wypowiedzenia umowy o pracę. Urząd miasta nie chciał potwierdzić tego, że na takie decyzje wpłynęły ostatnie przygody komendantów. Na oficjalną odpowiedź kazano czekać nam do czwartku.
    - Najpierw o przyczynach chcemy powiadomić w środę radnych. Nie chcemy, by dowiadywali się wszystkiego z prasy - uciął temat Jaroch. Jednak komendantów nie ma już w urzędzie.
    Wczoraj spotkaliśmy ich w sądowym bufecie. Nie chcieli rozmawiać z DZ. Do czasu powołania nowych szefów straży, tymczasowym komendantem został Janusz Bismor.
    Jednak on również postanowił milczeć. (...)


    Remont skrzyżowania się przedłuża
    (Dziennik Zachodni, Basia Kubica 2007.06.22)
    Kilka tygodni temu rozpoczęto prace nad budową kanalizacji na skrzyżowaniu ulic Gliwickiej i Wielopolskiej. Skrzyżowanie jest rozkopane, ruchem sterują światła, a kierowcy tkwią gigantycznych korkach.
    Powód? Podczas prac budowlanych pracownicy natrafili na spore trudności, bo pod ziemią były pozostałości starego rurociągu. Prace zostały przerwane. (...)
    - Koniec robót planowane jest na 9 lipca - zapewnia Krzysztof Jaroch, rzecznik rybnickiego urzędu miasta.


    Kierowcy są groźniejsi na Rynku!!!
    (Dziennik Zachodni, Barbara Kubica 2007.06.22, Big Brother tropi cyklistów)
    Urzędnicy wypowiedzieli wojnę rowerzystom, którzy łamią zakaz wjazdu na uliczki Rynku. - Tych, którzy ignorują zakaz wjazdu, strażnicy miejscy będą karać mandatami - zapowiadają. - Ten zakaz to kompletna bzdura i najwyższy czas, by go zmienić - ripostują mieszkańcy. (...)
    Ta sprawa wywołuje mnóstwo emocji, nie tylko wśród rowerzystów.
    - Nie da się niczym uzasadnić tego zakazu. Przecież rowerzyści nie niszczą ani płyty rynku, ani nie powodują jakiegoś zagrożenia dla ludzi przechodzących przez rynek - mówi Joanna Wolny. - Codziennie przechodzę tędy dwa razy dziennie w drodze do i z pracy. I uważam że to nie rowerzystów dotyczyć miał ten zakaz - dodaje.
    Urzędnicy zakaz wjazdu tłumaczą troską o bezpieczeństwo przechodniów, szczególnie małych dzieci.
    - Wiemy, że rowerzyści jeżdżą po płycie rynku czasem bardzo szybko i niebezpiecznie. To może spowodować jakieś nieszczęśliwe zdarzenie - wyjaśnia Krzysztof Jaroch. - W strefie śródmieścia rowerzysta może jedynie pchać, prowadzić lub ciągnąć rower, a kierować rowerem może jedynie osoba w wieku do lat 10 pod opieką osoby dorosłej - dodaje.
    Wśród mieszkańców panuje jednak przekonanie, że to nie rowerzyści stwarzają największe zagrożenie dla przechodniów.
    - A co z zakazem wjazdu dla wszystkich samochodów? Kiedy się taki znak pojawi? - pyta pan Jan Bieniek. - Gdyby zakazać wjazdu wszystkim samochodom, które teraz traktują Rynek jak drogę szybkiego ruchu, to zaraz byłby spokój - dodaje.
    Oburzenia nie kryją także sami miłośnicy dwóch kółek.
    - Najpierw wyznaczyli mnóstwo scieżek rowerowych w samym centrum miasta, a teraz nie pozwalają nam jeździć. Jeszcze trochę i zakażą nam poruszać się wokół bazyliki, targu czy jakiś innych centralnych miejsc miasta - z rozżaleniem mówi Tomasz Płonka.
    Mieszkańcy proponują urzędnikom inne rozwiązanie, by zapewnić spokój i bezpieczeństwo w centralnym miejscu miasta.
    - Zamiast zakazu wjazdu może lepiej zagonić straż miejską do pracy. Niech spacerują po rynku i wszystkim, który jeżdżą niebezpiecznie, wlepiają mandaty. To na pewno coś zmieni - mówi Jacek Hajek.


    Nie dla rowerów rynek
    (Tygodnik rybnicki, Adrian Czarnota 2007.06.20)
    Rynek ma być zamknięty dla rowerów - taki pomysł rozważają władze miasta. Co jest powodem? Głównie nieostrożna i zbyt szybka jazda samych cyklistów, na którą skarżą się piesi. Zakaz wjazdu rowerów na rynek nie jest nowy i funkcjonuje m.in. we Wrocławiu.
    Wszystko wskazuje na to, że za jakiś czas nie wjedziemy rowerem na rybnicki rynek. Właśnie nad takim przepisem zastanawia się prezydent. Taki zakaz nie jest niczym nowym i z powodzeniem funkcjonuje, np. we Wrocławiu. Skąd taki pomysł w Rybniku?
    - Przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo przechodniów, a zwłaszcza dzieci, które spacerują po rynku. Mam sporo sygnałów od rodziców maluchów, że rowerzyści generalnie rzecz biorąc zachowują się tam nieodpowiednio, narażając na niebezpieczeństwo innych użytkowników płyty rynku. Na to nie możemy sobie pozwalać - wyjaśnia prezydent Adam Fudali. - Czy mam czekać tak długo, aż dojdzie do tragedii? - pyta na koniec.
    Jak się dowiedzieliśmy, nad egzekwowaniem przepisów będą czuwać strażnicy miejscy. Obecnie obserwują oni bacznie na monitorach to, co się dzieje w centrum i w razie potrzeby podejmują odpowiednią interwencję.
    - Na rowerze dojeżdżam do szkoły i przez rynek, bo tak po prostu jest szybciej. Jeśli zakaz wejdzie w życie, będę musiał objeżdżać rynek. Jeżdżę codziennie, a więc będę to bardzo odczuwał. W Rybniku brakuje ścieżek dla rowerzystów w centrum miasta, takich jak na ulicy Kościuszki. Mam nadzieję że zakaz nie wejdzie w życie - mówi Paweł Pasieka, uczeń z Rybnika.
    Kolejne tygodnie będą decydujące, jeśli chodzi o obecność miłośników dwóch kółek na rynku.
    - Obecnie przyglądamy się zachowaniom rowerzystów pod kątem bezpieczeństwa innych użytkowników rynku i sąsiednich ulic. Jeśli tylko skargi na rowerzystów się nasilą, prezydent Rybnika Adam Fudali podejmie decyzję co do ewentualnego zakazu - informuje Krzysztof Jaroch, rzecznik rybnickiego magistratu.
    Po zmianach w ruchu wprowadzonych w tzw. rybnickiej strefie śródmiejskiej obejmującej rynek, zawrzało wśród właścicieli taksówek. - Strażnicy miejscy zabraniają nam wjazdu na rynek, tłumacząc się nowymi przepisami. Jak mamy to wytłumaczyć klientom, którzy np. chcą podjechać z bagażami do Hotelu Rynkowego? Albo starszym osobom, które proszą, żeby podwieźć je do bankomatu, bo boją się wracać pieszo z pieniędzmi - mówią rybniccy taksówkarze. W praktyce między godziną 9.00 a 18.00 na rynek może wjechać każdy, tylko nie taksówkarze. Oczywiście pod pretekstem dowozu towaru do sklepu. Wystarczy że ze specjalnego automatu kierowca pobieże kwitek z godziną i już może bezkarnie jeździć przez pół godziny po rynku. Należy sobie zadać pytanie, co jest większym zagrożeniem, cofająca ciężarówka czy rower. (...)


    Złodzieje na szlaku kolejowym
    (Gazeta Wyborcza, aim 2007.06.18)
    Kilkaset metrów liny nośnej, utrzymującej kolejową sieć trakcyjną, ukradli w poniedziałek złodzieje w Orzeszu Jaśkowicach.
    Do kradzieży doszło około godz. 1 w nocy. Z tego powodu zablokowana została linia kolejowa z Rybnika do Katowic. - Trzeba była zorganizować objazdy przez Żory, Chybie, Pszczynę i Tychy. Opóźnienia spowodowane objazdami sięgały kilkudziesięciu minut - mówi Włodzimierz Leski z PKP. Ruch na szlaku przywrócono dopiero rano. (...)


    Czyste niebo nad Rybnikiem
    (Dziennik Zachodni, Aleksander Król 2007.06.19)
    Kolejny olbrzymi komin dołączył do dwóch gigantów górujących nad Zalewem Rybnickim. Nowy komin elektrowni, jednego z największych pracodawców w Rybniku, jest mniejszy od swoich sąsiadów, ale stoi przed nim wielkie, ekologiczne zadanie.
    Mieszkańcy muszą się teraz przyzwyczaić się do nowego krajobrazu.
    - Będziemy musieli zrobić tu sobie nowe zdjęcia, bo stare są już historyczne - uśmiecha się Barbara Stokłosa z Rybnika, która często spędza nad wodą wolny czas.
    Budowę prawie 120-metrowego żelbetonowego trzonu rozpoczęto pod koniec kwietnia. Olbrzym rósł w oczach i szybko zrównał się z chłodniami elektrowni.
    - W chwili obecnej trzon ma 117 metrów, urośnie jeszcze tylko 3 metry - dokładnie tyle będą miały wystające z niego końcówki przewodów spalinowych - mówi Antoni Korus, kierownik projektu Instalacji Mokrego Odsiarczania Spalin przy rybnickiej elektrowni.
    To, co widać z daleka, to tylko niewielki fragment całej inwestycji. - Trzon jest ważny, ale z jego budową to był jeszcze najmniejszy problem. Obecnie instalujemy w jego wnętrzu stalowe stropy, na których oparte będą kanały odprowadzające spaliny do atmosfery - wyjaśnia Korus. Przed nowym olbrzymem stoją wielkie, ekologiczne zadania. Gdy IMOS ruszy już pełną parą, do atmosfery będzie się ulatniało około 6 razy mniej spalin niż obecnie.
    - Takie są wymogi Unii Europejskiej. By elektrownia w dalszym ciągu mogła produkować taką samą ilość energii, musimy oczyścić spaliny - tłumaczy Antoni Korus.
    Wkrótce za pomocą specjalnych urządzeń spaliny będą przemywane wodną zawiesiną mączki kamienia wapiennego.
    Jako produkt uboczny powstawał będzie gips, który można będzie wykorzystać do celów produkcyjnych.
    To, co w Rybniku zacznie działać w połowie 2008 roku, na Zachodzie jest standardem od dawna. (...)


    Mobil kaput!
    (Tygodnik Rybnicki, Adrian Czarnota 2007.06.15, Powiedzieli policjantom: mobil kaput)
    (...) W miniony czwartek, około godziny 11.00, wszystkie rybnickie służby ratownicze zostały postawione w stan najwyższej gotowości. - Otrzymaliśmy sygnał od policji, że w okolicach ulicy Gruntowej (boczna ul. Raciborskiej) spadła awionetka - mówi Jan Legierski z rybnickiej straży pożarnej.
    Dyżurnego z komendy policji powiadomił o tym mieszkaniec ul. Gruntowej. Mówił, że widział spadający samolot na polach za domem, który się najprawdopodobniej rozbił. Na miejsce jako pierwsi pojechali policjanci, by potwierdzić tak rzadko spotykane zdarzenie.
    - Na miejscu okazało się, że sytuacja nie wygląda tak dramatycznie. Dwóch pilotów z Litwy wskutek awarii lądowało awaryjnie. Za lądowisko posłużyło im pole pszenicy - mówi Aleksandra Nowara z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku.
    Policjanci mieli problemy z porozumieniem się z rozbitkami, ale gdy usłyszeli od nich słowa mobil kaput, od razu zorientowali się, że chodzi o awarię silnika. Skąd jednak Litwini wzięli się na polskim niebie? To właśnie próbowali ustalić na miejscu funkcjonariusze. Okazało się, że uszkodzony samolot wystartował z Ostrawy i kierował się na Łódź. Po drodze przewidziano lądowanie na lotnisku w Katowicach i odprawę graniczną. To swoista powietrzna granica. Piloci wlatujący do Polski muszą się kierować do punktów odprawy. Jakiekolwiek lądowanie po drodze jest surowo zabronione. Dlatego przybyli na miejsce katastrofy funkcjonariusze od razu wylegitymowali dwóch mężczyzn, którzy lecieli samolotem, by wykluczyć próbę nielegalnego przekroczenia granicy. Sprawdzili również, czy Litwini nie są poszukiwani.
    - Obaj posiadali licencję pilota oraz byli trzeźwi. Na miejscu okoliczności wypadku badała komisja lotnicza. Samolot nie nadawał się do dalszego lotu, dlatego został odtransportowany na lotnisko w Gotartowicach - wyjaśnia rzecznik policji.
    - Widać, że to doświadczeni piloci, skoro decydują się na międzynarodowe loty. Taki ultralekki samolot może na pełnym baku pokonać nawet sześćset kilometrów. Piloci w momencie ustania pracy musieli szybko szukać dogodnego miejsca do wylądowania. Praktycznie nie mieli czasu na dokonanie wyboru. Wszystko zależy od tego, na jakiej wysokości byli Litwini w momencie awarii. Nie było to jednak łatwe lądowanie - mówi Włodzimierz Nowak z rybnickiego aeroklubu, który przybył na miejsce katastrofy.


    Jest deszcz, jest awaria
    (Dziennik Zachodni, Aleksander Król 2007.06.15)
    Prawie 400 tysięcy złotych wydano na nowe parkomaty, które miały usprawnić życie w mieście. Od początku funkcjonowania tych urządzeń nie było jeszcze dnia, żeby któryś się nie zepsuł! - Automaty zżerają pieniądze i nie wydają biletów - denerwują się mieszkańcy Rybnika.
    Boję się już nawet podchodzić do tego urządzenia. Raz wrzuciłem monetę i coś zaczęło się w nim mielić. Potem parkomat kazał mi odebrać wydruk, ale nic nie wypluł. Miałem iść po bilet do urzędu? - puka się w czoło Paweł Zając z Rybnika.
    Najgorzej jest, gdy pada. I nie chodzi nawet o to, że zdenerwowani kierowcy mokną pod automatem.
    - Rzeczywiście podczas deszczu awaryjność tych urządzeń jest większa. Źle reagują na wilgoć - przyznaje Anna Kolasińska, kierownik działu targowisk i parkingów w Rybnickich Służbach Komunalnych.
    Niesprzyjające warunki ATMOSFERYCZNE to nie jedyny problem. Nawet wówczas gdy świeci słońce, w parkomatach zacina się drukarka lub coś złego dzieje się z zasilaniem.
    - Wszystko zależy od dnia. Czasem mamy tylko trzy zgłoszenia o awariach, a innym razem sześć - mówi Kolasińska.
    Zdzisław Lisowski, specjalista od parkomatów w RSK usprawiedliwia jednak wadliwe urządzenia.
    - To są prototypy, a te wymagają zawsze dopracowania. Nigdzie w Polsce nie ma jeszcze takich urządzeń - tłumaczy Lisowski. - Producent dopiero się na nich uczy - przyznaje z rozbrajającą szczerością.
    A przecież parkomaty nie były tanie. - Koszt jednego, wraz z adaptacją terenu pod instalację, montażem oraz szkoleniem z zakresu obsługi serwisowej wynosi 19822 zł - mówi Krzysztof Jaroch, rzecznik rybnickiego magistratu. Urzędnicy zakupili aż dwadzieścia takich cudownych urządzeń.
    Jednak Zdzisław Lisowski zapewnia, że nowe parkomaty były tylko nieco droższe od tych tradycyjnych, a mają spore możliwości.
    - To unikalne urządzenia. Już w niedalekiej przyszłości za parkowanie będzie można płacić rybnicką e-kartą. W parkomatach będzie można ją też doładowywać. To spore ułatwienie. Mieszkańcy nie będą musieli biegać po całym mieście, żeby napełnić e-portmonetkę - mówi Lisowski. - Odpowiedni program jest już gotowy, ale musimy go jeszcze przetestować - dodaje.
    Mieszkańcy Rybnika nie podzielają aż takiego optymizmu. - Co mi po tych wszystkich cudach, skoro nie mogę iść na miasto bez obaw, że dostanę mandat od straży miejskiej. Skąd mundurowi mają wiedzieć, że wrzuciłem pieniądze? - mówi niezadowolony kierowca z Rybnika. (...)


    Prosto i szybko po wiadukcie
    (Dziennik Zachodni, Tomasz Siemieniec 2007.09.14)
    Kierowcy jeżdżący drogą krajową nr 78 wreszcie odetchnęli z ulgą. Wczoraj w południe, po trwającym ponad rok remoncie, został oddany do użytku wiadukt w Rybniku-Niedobczycach. Most dopuszczono do ruchu zaraz po odbiorze technicznym inspektorów budowlanych z Katowic.
    - Przez ten rok zapomniałem, jak się jedzie do Wodzisławia normalną drogą. Objazdy to był koszmar, w godzinach szczytu były zawsze korki - śmieje się Leszek Karwat, kierowca srebrnego volkswagena.
    Zadowolenia nie ukrywają kierowcy ogromnych ciężarówek, które tranzytem przejeżdżają przez Rybnik w stronę naszej południowej granicy.
    - Jeżdżę tą drogą dwa razy w miesiącu. Wożę akcesoria samochodowe do Czech. Objazdy przez Chwałowice czy Radlin były bardzo długie. Nadrabialiśmy po kilkanaście kilometrów - mówi Wojciech Zagan.
    Z otwarcia wiaduktu cieszą się nie tylko kierowcy, ale również mieszkańcy miejscowości, przez które wytyczone były objazdy.
    - Cieszę się, że wszystko wróciło, a właściwie powoli wraca do normy. Ciągnął się tu taki sznur samochodów, że nie można było normalnie przejść do kiosku po drugiej stronie ulicy - mówi Agnieszka Myszer z rybnickich Niedobczyc.
    Na razie kierowcy z przyzwyczajenia korzystają jeszcze z objazdów, ale już dzisiaj na ulicach Niedobczyc i Radlina ruch powinien zelżeć.
    Remont rybnickiego wiaduktu rozpoczął się wiosną zeszłego roku. Most miał być gotowy w listopadzie. Okazało się jednak, że żelbetowe podpory trzeba wybudować od nowa i termin zakończenia prac przesunięto na wczesną wiosnę. Ostatecznie prace zakończyły się kilka dni przed nadejściem lata. (...)


    O czym zapomniał św. Antoni?
    (Wyjadacze Liter, Anulka, 2007.06.12)
    Kiedy byłam małą dziewczynką głęboko wierzyłam, że istnieją różne siły, które pomagają mi w cięzkich chwilach, dają ukojenie, okazują wsparcie. Jako że mam dość bałaganiarską naturę, najczęściej zwracałam się po pomoc do świętego Antoniego, patrona rzeczy zagubionych. Kiedy znikała moja ulubioną spinkę do włosów wystarczyło uklęknąć, wznieść oczy ku niebu, wypowiedzieć zaklęcie i już - spinkę widać było jak wystaje spod łóżka czy czai się na biurku. Jakże ucieszyła mnie więc wiadomość o uchwaleniu mojego nieocenionego pomocnika patronem Rybnika!
    W środę 13 czerwca ulicami miasta przejdzie procesją niosąca figurę świętego, w intencji odnalezienia zgub wszelakich... Kiedy dotarła do mnie ta wiadomość nie posiadałam się wręcz z radości. Pomyślałam jednak prawie natychmiast o innych, zapomnianych pomocnikach, którzy towarzyszyli mi przez całe dzieciństwo.
    Jako pierwsza do głowy wpadła mi Wróżka Zębuszka - na nią również zawsze można było liczyć. Każdy mleczny ząb chowałam przed snem pod poduszkę i rano zawsze mogłam liczyć na zamianę na złotówki. Kurs był wcale niezły - kiedy wyrosłam już z mlecznych zebów mogłam pozwolić sobie na zakup pierwszego magnetofonu! Ta obdarzona magicznymi zdolnościami istota (do dziś nie wiem jak wchodziła do domu przez zamknięte drzwi i okna) pozostaje jednak obecnie w zapomnieniu. Być może powodem jest to, że większość dorosłych zębów mlecznych już nie posiada...
    Ale czy w porządku jest zapominać o dobrodziejce z dzieciństwa, czy nie wartoby było uhonorować jej ciężką pracę...? Dlatego apeluję: ogłośmy Zebową Wróżkę patronką Rybnika! Wystawmy jej pomnik (na przykład w parku koło 3 maja). Aha, nie zapominajmy też o Zającu Wielkanocnym...


    Czeska woda dla mieszkańców Śląska
    (Gazeta Wyborcza, Tomasz Głogowski, Jacek Madeja 2007.06.08)
    Niebawem ponad 400 tysięcy mieszkańców Śląska może pić wodę dostarczaną przez Czechów. - Jest tańsza i lepsza niż nasza - przekonują przedstawiciele przygranicznych gmin.
    Mieszkańcy Lesznej Górnej, niewielkiej miejscowości w powiecie cieszyńskim, od lat korzystają w własnych studni. Jednak gdy zaczęło brakować w nich wody, zapadła decyzja o budowie wodociągu. I wtedy okazało się, że bardziej opłaca się wybudować sto metrów sieci i sprowadzać wodę z czeskiego Trzyńca niż z polskiego ujęcia. Za kilka miesięcy w Lesznej Górnej będą więc pili czeską wodę i dołączą tym samym do całej listy nadgranicznych miejscowości, które już teraz korzystają z tej możliwości. - Z Czechami można się dogadać, bo zależy im na nowych odbiorcach. Dla nich to przede wszystkim doskonały biznes - mówi Jan Kubień, prezes spółki Wodociągi Ziemi Cieszyńskiej.
    Pierwszym miastem na Śląsku, które przełamało monopol Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów w Katowicach było Jastrzębie-Zdrój. Gmina dogadała się z Północnomorawskim Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji w Ostrawie. Czesi wybudowali 11 kilometrów wodociągu do granicy, a gmina pozostałe 4 km i przepompownię. Dziś blisko 80 proc. mieszkańców Jastrzębia korzysta z czeskiej wody (co ciekawe, miasto nie zrezygnowało całkowicie z usług GPW, by nie tworzyć tym razem czeskiego monopolu) - Nie dość, że czeska woda jest tańsza, to jeszcze smaczniejsza - przekonuje Tadeusz Pilarski, prezes Jastrzębskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Nie chce jednak mówić o cenach, zasłaniając się tajemnicą handlową. - Powiem tylko, że inwestycja zwróciła się nam po 1,5 roku, podczas gdy w normalnych warunkach trwa to i 25 lat - mówi Pilarski.
    Niebawem już ponad 400 tysięcy mieszkańców Śląska może pić wodę dostarczaną przez Czechów. W połowie czerwca ma zapaść decyzja o budowie 37 km wodociągu, który chcą sfinansować wspólnie Rybnik, Wodzisław i Żory. Inwestycja ma kosztować ok. 50 mln zł, a o tym, że będzie opłacalna, przekonuje ekspertyza przygotowana przez Główny Instytut Górnictwa w Katowicach.
    W katowickim Górnośląskim Przedsiębiorstwie Wodociągowym z niepokojem obserwują ekspansję czeskiego konkurenta i jako powód podają niekorzystne rozwiązania podatkowe. - Różnica cen bierze się stąd, że czeskie wodociągi nie muszą płacić podatku od nieruchomości za wodociągi. (...) - wyjaśnia Zdzisław Prowancki z katowickiego GPW.


    Blaszany market zamiast dworca PKS-u
    (Dziennik Zachodni, alek 2007.06.06, Pawilon handlowy Biedronka zastąpi mieszkańcom dworzec PKS-u)
    W poniedziałek cały teren dworca rybnickiego PKS-u został ogrodzony, a kasa biletowa przeniesiona do małej, obskurnej budki - donieśli nam mieszkańcy. Sprawdziliśmy. Okazuje się, że właśnie rusza tam... budowa kolejnego marketu. Tym razem będzie to Biedronka.
    - To się w głowie nie mieści, by w miejsce dworca wybudować kolejny pawilon. Przecież mamy już gdzie kupować. Gdzie człowiek nie spojrzy, tam supermarket. A jak będziemy teraz podróżować? - denerwuje się Antoni Pieczka z Rybnika.
    - Funkcjonowanie dworca PKS nie zależy od miasta, a od PKS-u. Firma uznała, że dworzec autobusowy w dotychczasowym wymiarze nie jest już potrzebny. Kilka przystanków wystarczy - tłumaczy prezydent Rybnika Adam Fudali.
    Budynek dworca od dawna straszył w centrum miasta. Podczas deszczu ustawiano w poczekalni wiadra, bo z dachu leciało jak z rynny. Pasażerowie narzekali, ale nie spodziewali się tego, że poczekalni w ogóle nie będzie. Jeszcze do niedawna firma GC Investment z Katowic, która kupiła teren dworca, trzymała w tajemnicy to, co powstanie na jego miejscu. Dziś sprawa jest jasna.
    - Podpisaliśmy już umowę z inwestorem i przystępujemy do budowy pawilonu handlowego Biedronka - mówi Ewa Pelc, prezes GC Investment. - W przyszłości nie będzie tam typowej poczekalni, ale przystanki będą zadaszone - dodaje.
    Mieszkańcy słysząc o kolejnym markecie pukają się w czoło.
    - (...) To absurd, żeby w tak dużym mieście nie było dworca PKS-u - mówi Anna Mendrok.
    - Sam teren z pewnością można byłoby zagospodarować na wiele sposobów, ale musiałby być to teren miejski. Natomiast zarządzał nim wojewoda śląski i teren został sprzedany prywatnemu inwestorowi - tłumaczy Fudali. Prezydent przyznaje, że pierwotnie w budżecie miasta były zabezpieczone pieniądze na wykup dworca PKS od wojewody, ale tak naprawdę władzom chodziło tylko o kawałek drogi.
    - Wynegocjowaliśmy, by potrzebny miastu korytarz drogi od ronda Chwałowickiego w kierunku dworca PKP został przekazany miastu za symboliczną złotówkę - mówi Fudali.


    Nie chcemy drogi przez park!
    (Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.06.03, W Rybniku nie chcą drogi przez park)
    Mieszkańcy protestują przeciwko budowie dróg, które mają przeciąć park krajobrazowy Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich. - To unikatowe miejsce - popierają ich ekolodzy.
    Izabeli Naczyńskiej też nie podoba sie pomysł budowy drogi przez parkChodzi o drogi łączące Kamień z Golejowem i Wielopolem. Te trzy rybnickie dzielnice oddziela las. Poprzecinany duktami, jest ulubionym miejscem pieszych i rowerowych wycieczek rybniczan oraz mieszkańców okolicznych miejscowości. Dodatkowym magnesem dla wypoczywających jest ośrodek sportowy w Kamieniu. Założony w średniowieczu przez cystersów zespół stawów z groblami, w latach 60. został przekształcony w kompleks sportowy z boiskiem, kortami tenisowymi i basenem, malowniczo otoczony wiekowymi drzewami. Tutaj trenowała piłkarska kadra Polski przed meczami w Chorzowie.
    Pomysł, aby przeciąć las drogami z Kamienia do Golejowa i Wielopola, powrócił wraz przyznaniem Polsce organizacji Euro 2012. Rybnicki samorząd chciałby, aby w Kamieniu przygotowywały się do meczów reprezentacje narodowe, które zagrają na Stadionie Śląskim. Oprócz propozycji modernizacji kompleksu, w studium zagospodarowania miasta pojawiły się projekty budowy obydwu dróg. Pierwsza ma być łącznikiem z drogą nr 78 w kierunku Gliwic, druga z kąpieliskiem Rudy.
    Przeciwko są mieszkańcy Kamienia. Pod protestem wysłanym do prezydenta miasta podpisało się ponad 800 osób. - Do tej pory przez las prowadziła droga gruntowa. Teraz mają być spaliny, asfalt i hałas. Nie chodzi tylko o nasz spokój, ale także o las, który zostanie częściowo zniszczony - mówi Zdzisława Motyka, która sama zebrała 200 podpisów.
    Negatywną opinię w sprawie budowy dróg wydał także Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego. - Ten wąski przesmyk lasu to korytarz ekologiczny, łączący doliny Wisły i Odry. Tędy wędrują zwierzęta. Wilki, które w zeszłym roku pojawiły się w okolicach Rud, przyszły właśnie tędy z Beskidów. Po wybudowaniu drogi byłoby to niemożliwe - tłumaczy Krzysztof Henel, przyrodnik.
    Protest wspierają też ekolodzy. Przeciwko inwestycji wypowiedzieli się działacze z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i Klubu Gaja. - To niezwykle cenny obszar. Unikat na skalę kraju - mówi o lesie Jacek Bożek z Gai.
    Rybniccy urzędnicy, pytani o mające powstać drogi, co chwilę zmieniają zdanie. (...)
    - Miasto nie zamierza budować tych dróg. Obawy mieszkańców są nieuzasadnione. Ktoś ewidentnie sieje niepokój wśród społeczności dzielnicy Kamień. W budżecie nie mamy nawet środków na ten cel - tłumaczy Krzysztof Jaroch, rzecznik rybnickiego magistratu.
    - To robienie z nas głupców. Przecież na ostatnim spotkaniu z radą dzielnicy do projektu przekonywał nas wiceprezydent Michał Śmigielski. Rzeczywiście, mówił, że miasto nie ma na razie pieniędzy, ale będzie ich szukać w funduszach unijnych. Będziemy protestować, dopóki drogi nie zostaną wykreślone z planów - zapowiadają mieszkańcy.


    Zdolno ta dziouszka
    (Dziennik Zachodni, Barbara Kubica 2007.06.01, Zdolna ta dziołszka)
    Od najmłodszych lat Kinga lubiła tradycyjny śląski strój, wice i godki. Występy zaczęła już w przedszkolu. Śpiewała na festynach i piknikach. Później tańczyła wraz z zespołem folklorystycznym Przygoda. - U nas w domu zawsze się godało. Wiele słów podchwyciłam od mojej babci, Franciszki - mówi Kinga.
    Kiedy inne dziewczynki w jej wieku skaczą na skakance, ona pilnie wkuwa godki na kolejne występy gwarowe. A wszystko pod czujnym okiem swojej opiekunki, Elżbiety Żelawskiej.
    - Teksty dostaję miesiąc przed występem. Ich nauka przychodzi mi bardzo łatwo, czasem się tylko zdarza, że muszę wkuć kilka słów na pamięć, bo są trudne.
    Dziewczynka należy do grupy Marce-Panki, razem z którą występuje na festynach i piknikach. Laury zdobywa nie tylko z grupą, ale także indywidualnie. Dwa lata temu na konkursie gwary W Niewiadomiu po Śląsku zajęła III miejsce. - Specjalnie na ten konkurs przygotowałam godka pod tytułem Mój starzik. Opowiadałam w niej o dziadku i jego robocie na grubie - opowiada Kinga. - Moje godki zawsze zaczynam słowami Szczęść Boże, a kończę Z Bogiem - dodaje.
    W zeszłym roku zajęła III miejsce w wojewódzkim konkursie Kotewka 2006. Jej opowieść opisująca śląską Wielkanoc kiedyś i dziś tak spodobała się widzom i organizatorem imprez, że teraz dziewczynka występuje już na konkursach jako gość specjalny. Kinga ma już też kolejny cel. W tym roku chce wziąć udział w konkursie na Ślązaka Roku.
    Rodzice są z niej bardzo dumni.
    - Kiedy tylko mamy czas, to jeździmy z córką, żeby jej kibicować. Cieszymy się bardzo, że zainteresowała się kulturą śląską. Czasem jak Kinga w domu powie jakieś zapomniane śląskie słowo, to nawet my mamy problem, żeby odgadnąć o czym mówi - śmieje się Lucyna Szymik, mama dziewczynki.
    Nasza córka to bardzo zdolne dziecko. Jest wzorową uczennicą, udziela się w szkole, pomaga młodszym kolegom w nauce - dodaje.
    Dziewczynka jest bardzo uzdolniona w wielu dziedzinach. Pięknie śpiewa, tańczy i występuje w szkolnym teatrzyku.
    - Zawsze marzyłam, że jak dorosnę, to zostanę znaną aktorką. Zrobię wszystko, by moje marzenie się spełniło - śmieje się Kinga. (...)



      <- wstecz
    REKLAMA
    Radio Express

    Zobacz Śląsk!

    Facebook Rybnik

    do góry  

    rybnik© Copyright by Rybnicki Team 03-19